Dzisiejszy dzień to pakowanie. Przepustkę z konsulatu dostaliśmy, jeszcze musimy dostać przepustkę z urzędu Marokańskiego. Nasi biurokracji mogą się uczyć. Pakujemy się, ale jeszcze nie wiemy czy mamy miejsca na promie. Wszystko to bardzo zagadkowe. Fajnie by było wiedzieć kiedy i na jakich warunkach odpływamy. Bez tej wiedzy te przepustki są bez wartości. Tyle tylko, że będziemy się wreszcie mogli ruszyć bo siedzenie na miejscu stawało się uciążliwe. Tak psychicznie jak i technicznie. Przerabiając busa na mieszkanie nie przewidywałem ani stania dłużej niż tydzień w jednym miejscu ani przygotowywania większych posiłków. A tu mam i jedno i drugie. Po tygodniu zaczyna brakować prądu w akumulatorze socjalnym i trzeba się przejechać żeby go nie zniszczyć. Przydał by się panel słoneczny na dachu. Na następną pandemię trzeba będzie założyć. Z posiłkami można sobie poradzić dzięki kuchni w budynku i Dominikowi który kocha gotowanie. Do auta pakujemy słoiki z gulaszem wołowym w sosie paprykowym, ośmiornice w sosie pomidorowym i pomidory smażone z oliwkami i kaparami wymieszane z fasolą. Po drodze chleb i warzywa można kupić. Tutejszy chleb to okrągły płaski placek służący jako uniwersalny posiłek oraz narzędzie do jedzenia posiłków. Nie jest tak smaczny jak nasz, ale za to bochenek kosztuje 2 DH czyli złotówkę. Kilo świeżych sardynek kosztuje 10 DH. Takie smażone z chlebem to najtańszy posiłek. W tutejszych barach które często przypominają dziurę w ścianie pół chleba wypełnionego sardynkami i warzywami kosztuje 5 DH. Niestety takie lokale teraz nie pracują i jedzenie po drodze i tak trzeba będzie robić samemu. Podobnie chyba jest w Europie. We Francji i tak korzystanie z restauracji nie wchodzi w grę z powodu cen. Chyba że kawa i croissant rano. Tylko że też pewnie bulanżerie będą zamknięte. Ale się rozmarzyłem a wciąż nie wiem czy dostaniemy się na prom. Trzeba by kupić na drogę jeszcze worek pomarańczy. Sprzedają tu przy drogach. Sezon chyba jeszcze się nie skończył. Były po 5 DH za kilogram.
Pojechałem dziś jeszcze nad ocean żeby popatrzeć. Piękne miejsce że skałami wulkanicznymi wychodzącymi do wody. Tam jest świetne miejsce na zbieranie muli. Jak siedzieliśmy tam z Dominikiem przez kilka dni to były doskonałym uzupełnieniem do ryżu czy makaronu. Szybki i prosty posiłek. Zbiera się te największe i wrzuca do garnka z przykrywką. Na duży gaz, muszle się otwierają, zawarta w nich słona woda wylewa się z nich i gdy zaczyna wrzeć, to po chwili można odcedzać. Muszle są otwarte, w środku jest małża którą się zjada w całości albo dodaje do potrawy. Ten sposób uzupełniania diety ludzie stosują już przynajmniej od 70 tysięcy lat. Na wybrzeżu stosy muszli tworzą białe hałdy widoczne na zdjęciach z kosmosu. Widać, że tutaj ludzie robią to od tysięcy lat. Jak długo trudno powiedzieć, bo najstarsze na świecie szczątki człowieka współczesnego znaleziono właśnie w Maroku. Liczą sobie 315 tysięcy lat. Współcześni marokańczycy nie są ich potomkami. Berberowie, czyli rdzenna ludność Maroka to anatolijscy rolnicy którzy pierwsi stworzyli cywilizację rolniczą i potem gdy zaczynało brakować ziemi poszli do Egiptu budować piramidy, do Grecji budować pierwsze państwa miasta i do Anglii budować Stonehenge. Cześć została w Maroku. Dla poszukiwaczy historycznych artefaktów ciekawa jest też historia Atlantydy która według niektórych analiz mogła się znajdować w pobliżu Agadiru. Czyli jeśli chodzi o historię to pomijając ostatnie dwa tysiące lat jest całkiem ciekawa.