Spaliśmy w pięknym miejscu. Jednym z najładniejszych jakie znam. Parking nad Imsouane. Jest na krawędzi urwiska a kilkaset metrów poniżej zatoka. Na wąskim i płaskim cyplu poniżej jest miejscowość Imsouane, ulubiona miejscówka surferów. Miejscowość z góry wygląda dużo ładniej niż gdy się zjeździe. Ciasno, wszystkie parkingi płatne i kilka pułapek na turystów. Dwie uliczki na krzyż. Jedziemy kilka kilometrów wzdłuż wybrzeża drogą na stromym stoku spadajacym do oceanu. Widok piękny, a ja akurat przypomniałem sobie jak byłem tu rok temu w marcu z Rożalem. A w maju zginął.
Teraz już tylko droga. Kolejne zapory i kontrole, w sumie dzisiaj było ich kilkanaście. A na ostatniej kontroli dostaliśmy jogurty od stojącego tam policjanta. Chyba zmęczenie całodzienną jazdą w upale odcisnęło się nam na twarzach. A miało być tak pięknie. Miał być tydzień na zrobienie tego co zrobiliśmy w jeden dzień. Fajne stare miasta, szukanie miejsc do latania i ogólny brak pośpiechu. A tu przyspieszony kurs rozpoznawania stref klimatycznych. Za Atlasem dominują wszystkie kolory od żółci do brązu. To w takich miejscach wymyślono te wszystkie dziwne nazwy kolorów jak ochra czy siena palona. My znamy tylko żółty brązowy i czerwony. A tu pełna paleta. Po minięciu atlasu jadąc na północ pojawia się więcej roślin, choć ziemia dalej goła i czerwona. Z każdą setką kilometrów pojawia się więcej roślin. Są już rżyska i pola ze zbożami. Są nawet lasy a na poboczach trawy zaczynają się żółcić.
Pojawiają się konie. Najczęściej zaprzężone do bryczek i dorożek. W mijanych miejscowościach są całe postoje dorożek. Z ptaków pojawiają się bociany. Mają tu gniazda. Dużo gniazd. Wykręcają kominy i to są te, które nie przylatują do Europy.
Zmieniają się budynki. Casablanca to blokowiska i nowoczesne budynki. Znika cała marokańska tradycja. Widać pośpiech i wiarę w ekonomię i stopę wzrostu. Taka nowa światową religia. Z tradycyjnego życia berberów pozostają tylko napisy w języku berberyjskim na znakach drogowych. Albo w dwóch językach. I w arabskim. Dobrze, że mamy nawigację.
Zatrzymujemy się na noc koło jakiegoś osiedla strzeżonego bo nie da się dojechać do plaży. Wszystko pogrodzone. Przychodzi dozorca i prosi żebyśmy tu nie stali bo on będzie miał problemy z tego powodu. Do portu jeszcze 100 km a czujemy się już jak w Europie. Stajemy gdzieś pod płotem przy drodze. Jutro trzeba będzie wcześnie wstać i jeszcze wymienić pieniądze na autostradę bo marokańskie się skończyły a kartą na bramkach płacić nie można.