Geoblog.pl    Gotkiewicz    Podróże    Powrót z Maroka w pandemii    Zakupy
Zwiń mapę
2020
15
maj

Zakupy

 
Maroko
Maroko, Tiznit
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20 km
 
Jak zwykle budzi mnie słońce. W Maroku jest ostre, choć tu jeszcze nie ma siódmej godziny. Nawet jeśli słońca by nie było widać to i tak grupki owiec i kóz pędzone przez pasterzy na osiołkach nie dają pospać. Reszta wsi śpi. Przez pół nocy chodzili, gadali. Ostatni posiłek o czwartej nad ranem więc wstają trochę po południu żeby zacząć przygotowywać posiłki na noc. Aziz przyszedł poprosić mnie o pojechanie do Tiznitu. Trzeba opłacić Internet. Jak.mówi teraz to Internet jest ważniejszy od jedzenia a wczoraj się skończył. Po poprzedniej podróży kilka dni temu powiedziałem że więcej już nie pojadę, bo miał załatwić coś w dziesięć minut a czekałem na niego dwie godziny. Teraz ma tylko zapłacić za Internet i wracamy. Po dwóch godzinach czekania ustalam z nim, że skoro nie załatwił jeszcze tego po co przyjechaliśmy to ja wracam a on załatwi swoje sprawy na spokojnie. Śpieszę się, bo mieliśmy robić zdjęcia do książki. Akurat dobrze wieje i jest odpływ więc można zbierać mule na skałach. Wciąż robię ten sam europejski błąd. Planuję. To rzecz nieznana tutaj. Każda próba zaplanowania kończy się tu zamiast kropką słowami insz Allach. Jak Bóg da. I nikt się nie dziwi że Bóg nie daje załatwić czegoś w dziesięć minut i trzeba na to poświęcić cały dzień. Tylko wychodzę na idiotę któremu się wydaje że plany są wiążące. Możemy się oburzać, że w ten sposób to ci ludzie do niczego nie dojdą, ale w zestawieniu z tym europejskim niewolniczym przywiązaniem do szkoły, pracy, miejsca na ziemi, pozycji społecznej i innych sztucznych wartości życie tutaj jest dużo mniej stresujące i obciążone obowiązkami. Może oni wszyscy rzeczywiście mają trochę mniej ale za to trochę bardziej są.

Szybko wracam do Dominika i wołam, a on spokojnie że przecież jeszcze herbatę musi wypić i czemu tak gonię. Czyli on już się nauczył. Mnie to jakoś idzie opornie. Na zbieranie muli nie zdążyliśmy. Na szczęście przy okazji wizyty w mieście kupiłem kawałek mięsa. Uczę się tu przygotowywać jedzenie i przypomniało mi się że kiedyś robiłem wołowinę w sosie karmelowym. Droga była, bo za pół kilo zapłaciłem 60 dirhamów czyli około 30 zł ale trzeba zjeść w końcu jakieś inne mięso niż mule i sardynki. Na klifie trochę wieje. Na tyle dobrze, że daje się zrobić zdjęcia besztala, połówki, fronta i delfinków.

Po powrocie trzeba zrobić wołowinę. Pamiętam tylko jak się robiło karmel i mniej więcej smak potrawy. Ja twierdzę że trzeba gotować w karmelu, Dominik że najpierw smażyć potem gotować. Robimy próby. Rzeczywiście najpierw mięso na parę minut do gorącego oleju a potem do karmelu z wodą i sosem sojowym. Nie dostałem nigdzie anyżu gwiazdkowego to Dominik dodał cynamonu. Ostrej papryki ani pieprzu też nie było to daliśmy harrisy. Po zredukowaniu sosu z wołowiną wyszła taka jak powinna. Do tego dwie ostatnie torebki ryżu jaki zabrałem z Polski i obiad gotowy.

Od dwóch dni dyskutujemy z Dominikiem nad jednym dziwnym dla mnie problemem. Co prawda znakomita większość osób, które wiedziały o zbiórce pieniędzy dla nas na prom wykazała się empatią i chęcią pomocy, to znalazła sięcteż łyżka dziegciu. Znaleźli się ludzie, którym nie spodobała się w opisie mojej sytuacji informacja że byłem chory na covid, bo skąd mamnpewność czyvto nie była inna choroba. Według mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, ale jeśli ktoś się czuje oszukany brakiem testu na wirusa to bez urazy oddam mu pieniądze które wypłacił na zbiórkę. Faktem jest że byłem chory a wszystkie objawy pokrywały sięcdokładnie z objawami wywoływanymi przez koronawirusa. Były one na tyle uciążliwe że ostatniej grupy pilotów nie byłem w stanie odwieźć na lotnisko. Pomijam już głosy w rodzaju że jak ma się firmę to wstyd prosić o pomoc lub że wolała bym dać na biedne zwierzątka bo dla mnie to zwykła kołtuneria. Mam świadomość że to margines, ale łyżka dziegciu potrafi zepsuć beczkę miodu. Każdy ma naturalny opór przed proszeniem o pomoc. Ci, którzy byli na zajęciach u Rożala mogli załapać się na ćwiczenie które miało nad nauczyć prosić o pomoc. Zawiózł nas do Warszawy bez pieniędzy i mieliśmy za darmo zjeść i wrócić. Mnie to ćwiczenie niczego nie nauczyło. Nadal nie umiem prosić o pomoc, ale dla Marka który to wymyślił miało ono wielkie znaczenie. Czuję, że stajemy się społeczeństwem któremu coraz trudniej będzie samodzielnie funkcjonować. Coraz więcej z naszych naturalnych odruchów przejmują instytucje i państwo. Skończył się schemat oparcia w rodzinie i społeczeństwie. Zaczyna się szukać rozwiązania wszelkich problemów w instytucjach państwowych. A te działają w taki sposób że od półtora miesiąca twierdzą że intensywnie pracują nad rozwiązaniem problemu umożliwienia wyjazdu z Maroka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Gotkiewicz
Zbigniew Gotkiewicz
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 124 komentarze124 815 zdjęć815 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
28.03.2023 - 28.03.2023
 
 
17.11.2022 - 15.12.2022