Plus podróży że w samolocie mogłem obejrzeć obie części Diuny. Plastycznie ok, ale intelektualnie jest się do czego przyczepić. To nie miejsce dla tego wątku. Przy okazji też fajna rozmowa z siedzącą obok dziewczyną podróżującą do Nepalu. Ciekaw byłem czy za czymś goni czy przed czymś ucieka. To pierwsze jest dużo lepsze jako pretekst do wędrówki niż ucieczka.
Hotel mamy blisko lotniska. Michał mówi, że jakieś 3 km, to możemy przejść z buta. Po pierwszym kilometrze sprawdzam, że to jeszcze ponad 4 km. Potem jeszcze trochę błądzimy i wychodzi ze sześć km. A jest czwarta na ranem i już dnieje. Idąc pasem zieleni pomiędzy dwoma jezdniami budzimy śpiące psy i jakiegoś jelenia który zamieszkał w środku miasta. Hotel do którego docieramy nie ma nic wspólnego ze zdjęciami na bookingu. Ma klimę, ale z popsutym pilotem, więc rano Artur ma taki śmieszny głosik jak zarzynany kogut. Dobrze, że małomówny jest i nie nadwyręża głosu. Po nocnym spacerze, do wypożyczalni motocykli bierzemy tuktuka bo to 16 km. Recepcjonista chce nam załatwić taksówkę za 1500 rupii. Sprawdzamy, że tuktuk powinien wziąć jedną dziesiątą tej kwoty. Pytamy kierowcę tuktuka ile za taką trasę. Chce trzysta, dajemy dwieście i wszyscy powinni być zadowoleni. Zawozi nas do dzielnicy z wypożyczalniami motocykli. Ilość motocykli przechodzi pojęcie. Bierzemy trzy zamówione Royale Endfieldy, motocykle które można porównać z naszymi starymi Junakami. Angielska konstrukcja z lat pięćdziesiątych i robiona do tej pory praktycznie bez zmian.
Zaczyna się wyjazd z miasta. Trudno to opisać, ale ludziom ze słabymi nerwami nie polecam. I osoby słabo jeżdżące motorami nie powinny tego próbować. Myślę, że poza miastem będzie łatwiej. Na razie zaraz za miastem spada nas noc. Kolacja w przydrożnej restauracji. Jedzenie pali przełyk. Zostaję przy herbacie. Przychodzi właściciel zagaduje kim jesteśmy, robi sobie zdjęcia z nami i prosi o opinię na googlu. Bierzemy pierwszy lepszy hotel. Sala z sześcioma łóżkami. Kibelek na korytarzu. Na pytanie o prysznic obsługa mówi, że nie ma, ale przynosi ręczniki płócienne dla nas. Klimy nie ma. Leżymy teraz pod wentylatorem, wszystko się klei, wyciągnęliśmy swoje pokrowce do spania bo pościel budzi wątpliwość, degustujemy Soplicę i planujemy jutrzejszy dzień.