Udało się wyjechać z Delhi. Zajęło to pół dnia, ale warto było popatrzeć jak będzie wyglądała nasza planeta gdy pozwolimy kapłanom, politykom i niespełnionym matkom zmuszać ludzi do rozmnażania się. Poprzedni nocleg był w pokoiku który z powodu szalejącej klimy przypominał chłodziarkę. A dziś spaliśmy w piekarniku z termoobiegiem. Wentylator na suficie mieszał gorące powietrze w takim tempie, że prawie tliły mi się włosy na nogach. Szukając takiego ułożenia w łóżku aby się jak najmniej dotykać odkrywam czemu to tu została stworzona Kamasutra. Zimnolubnym europejczykom wydaje się, że to dla poszukiwania przyjemności a z pewnością chodziło o to, aby w trakcie stykać się z partnerką jak najmniejsza powierzchnią ciała. Z powodu różnicy czasu trudno zasnąć mimo późnej pory. Stąd rozmowy na różne tematy. Na początek przechwalki kto ma coś fajnego. Michał opowiada o swojej strzelbie pump action w którą jednym ruchem ładuje cztery naboje. Jakież to męskie. Za to Artur że swoją wrodzoną skromnością wspomina o trzytonowym ciągniku z doskonałym stosunkiem. Mocy do masy. Uwielbiam te pojedynki. Na szczęście nie kończy się na tym. Idą w ruch muzyczne wspomnienia. Pamięta ktoś początek płyty Atom hearth Mother? Jest tam pięknie wdziergany dźwięk ruszającego motocykla takiego na jakich teraz jedziemy. Ileż razy dziś słyszałem ten dudniący dźwięk, gdy Arturowi silnik stawał i razem ruszaliśmy. Przypuszczam, że był zalany. A jak ktoś pamięta Budkę Suflera, to Wolność ma zapach benzyny.
Wczoraj jechałem za tuktukiem. Nie mogłem go wyprzedzić ale szybko mi to przestało przeszkadzać. Być może dlatego, że z tuktuka wydobywały się kłęby konopnego dymu. Dziś jazda za dwupiętrową ciężarówką. Na górnym piętrze ze trzydziestu młodzieńców z głośną muzyką a na dolnym tyle samo roześmianych dziewcząt. Plus traktor na pace.
Wczoraj było gorąco. Pot lał się po jajkach. Dziś też ciepło, ale jazda w deszczu. Woda leje się po jajkach. Nabiał zawsze czysty. Dojechaliśmy do PANCHKULA. Przez miasto nie da się przejechać bo zalane wodą. Korki, trąbienie, błoto. Czyli w sumie normalnie. Po drodze wyprzedza nas jakiś motocyklista. Jego pasażer trzyma parasol przed kierowcą tak, żeby nie zmókł. Kierowca nic nie widzi, ale jedzie szybciej niż my. Całe rodziny na motorach, czyli po trzy, cztery osoby już nie robią na nas wrażenia. A w uszach przy każdym ruszaniu słyszę "Atom hearth mother".